"Wolność od znanego" cz. III - Jiddu Krishnamurti

Autor: człowiek-nikt czwartek, 27 października 2011 0 komentarze

"Wolność od znanego" to zbiór uporządkowanych tematycznie fragmentów mów Krishnamurtiego z lat 1963-64.

Link do cz. I: "Wolność od znanego" cz.I - Ludzkie poszukiwania
Link do cz. II: "Wolność od znanego" cz.II - Uczenie się siebie


- Świadomość -

Pojąwszy swe uwarunkowania, zrozumiemy również całokształt swej świadomości. Świadomość jest obszarem, na którym działa myśl, a także wszelkie wzajemne stosunki. Na tym obszarze odnajdujemy wszystkie motywy, intencje, pragnienia, przyjemności, lęki i strachy, natchnienia, tęsknoty, nadzieje, smutki i radości. Doszliśmy już do tego, że podzieliliśmy świadomość na aktywną i uśpioną, na wyższy i niższy jej poziom, to znaczy na codzienne myśli, uczucia i czynności znajdujące się na powierzchni świadomości oraz na będącą pod nią podświadomość, której nie znamy, ale która czasami daje znać o sobie poprzez pewne znaki, intuicję i sny.
Zajmujemy się małym zakątkiem świadomości, który dla większości z nas stanowi całe nasze życie. Co do reszty, którą nazywamy podświadomością, ze wszystkimi jej motywami, lękami, cechami dziedzicznymi i rasowymi, nawet nie wiemy, jak się do niej dostać. Ale – zapytam was – czy w ogóle istnieje coś takiego jak podświadomość? Posługujemy się tym słowem bardzo swobodnie. Przyjęliśmy, że istnieje coś takiego, i wchłonęliśmy do swego języka wszystkie powiedzenia i cały żargon psychoanalityków i psychologów. Czy jednak istnieje podświadomość? I dlaczego nadajemy jej aż takie znaczenie? (Wydaje mi się, że podświadomość jest równie banalna i ograniczona jak umysł świadomy – równie ciasna, fanatyczna, uwarunkowana, pełna trwogi i tandetna).
Czy możliwe jest pełne widzenie całego pola świadomości, a nie tylko jego części, fragmentu? Jeżeli potrafimy być świadomi całego pola, to działamy wówczas z pełną uwagą, a nie tylko z częściową uwagą. Jest to o tyle istotne, że nie ma wówczas tarcia – widzicie całe pole świadomości. Tarcie powstaje tylko wtedy, gdy świadomość, która jest całością myśli, uczuć i działań, dzielona jest na poziomy.
Żyjemy fragmentami. Jesteś kim innym w biurze, kim innym w domu. Mówisz o demokracji, a w głębi serca jesteś autokratą. Mówisz o miłości bliźniego, a zabijasz go konkurencją. Każda nasza część działa i spostrzega niezależnie od drugiej. Czy jesteśmy świadomi tej fragmentaryczności w swym życiu? Czy jest możliwe, aby umysł, który w działaniu swym, w myśleniu, rozpadł się na części, był w stanie dostrzec całe pole świadomości? Czy jest możliwe, by spojrzeć na całość świadomości w sposób zupełny, całkowity? Dopiero osiągnięcie tego stanu oznaczałoby, że jest się w pełni istotą ludzką.

Opowieść o drzewie

Autor: człowiek-nikt środa, 26 października 2011 0 komentarze

Było raz stare majestatyczne drzewo, którego gałęzie rozpościerały się ku niebu. Gdy kwitło motyle rozmaitych kształtów, barw i rozmiarów przylatywały i tańczyły wokół niego. Gdy rodziło owoce przylatywały do niego ptaki z dalekich krajów. Jego gałęzie były jak ramiona wyciągnięte na wietrze, cale wyglądało tak cudnie, tajemniczo pięknie.Codziennie mały chłopiec przychodził bawić się pod nim i drzewo zakochało się w małym chłopcu. Wielkie drzewo nie uważało się za wielkie- tylko ludzie mieli o im takie wyobrażenie. Dla miłości nie ma dużego, małego, nikt nie jest mały, obejmuje wszystkich.
A wiec w drzewie obudziła się miłość do chłopca, który bawił się blisko niego. Jego gałęzie były wysoko ,ale ono je zgięło by mógł się bawić, by mógł zrywać kwiaty i zbierać owoce.. Miłość zawsze była gotowa się zgiąć. Przychodziło swawolne dziecko, a drzewo zginało gałęzie. Gdy dziecko zrywało kwiaty drzewo się cieszyło, ze może coś dać. Chłopiec rósł, czasem spał w zagłębieniu drzewa, czasem jadł owoce, czasem nosił koronę z kwiatów i zachowywał się jak mały król. Wspinał się na drzewa, huśtał się na jego gałęziach. Z upływem czasu na chłopca spadł nadmiar obowiązków, pojawiły się ambicje. Zdawał egzaminy, rywalizował z przyjaciółmi, wiec nie przychodził regularnie. A drzewo czekało cierpliwie. Przyzywało go cała duszą ”przyjdź do mnie, czekam na Ciebie”. Było smutne gdy chłopiec nie przychodził, drzewo było smutne bo nie mogło dać mu wszystkiego. Chłopiec przychodził coraz rzadziej. Był ambitny i pochłonięty swoimi sprawami. Dlaczego miałby odwiedzać drzewo? Pewnego dnia gdy przechodził obok niego drzewo zawołało: „czekam na Ciebie każdego dnia” - ten głos unosił się w powietrzu. Chłopiec zapytał „Co masz takiego, Nic nie możesz mi dać, ja chcę pieniędzy a Ty nic nie masz, nie zamierzam tracić z Tobą czasu”.
Drzewo odpowiedziało, "Nie mam pieniędzy Nie znam pieniędzy, kwitną na mnie kwiaty, tańczę na wietrze i śpiewam pieśni, daję kojący cień, mogę Ci dać wszystko co mam, zerwij wszystkie moje owoce i sprzedaj je."
Zrobił to , rozpromienił się i zerwał wszystkie nawet te niedojrzale. Działał tak gwałtownie, ze liście opadły i odszedł nawet się nie oglądając.
A drzewo było szczęśliwe że mogło coś dać...szczęśliwe połamane drzewo.
Nie wracał. A drzewo smutne tęskniło. Po wielu latach jako dorosły mężczyzna przechodzi tamtędy, Drzewo powiedziało ”chodź do mnie i obejmij mnie”.
„Skończ wreszcie z tym nonsensem i przestań gadać na próżno, ja chce zbudować dom”
Dom, ja nie znam domu ale możesz obciąć moje gałęzie - wtedy będziesz mógł zbudować dom. Nie zwlekając przyniósł siekierę o odrąbał wszystko. Nie raczył nawet podziękować. Zbudował dom. Mijały lata. Pień czekał . Nikt go nie odwiedzał. Chciał go przywołać ,ale nie miał gałęzi ani głosu, wiatry wiały a on nie mógł wydac głosu. Ale w duszy rozbrzmiewał głos ”przyjdź”.

Upłynęło wiele czasu, mężczyzna stal się starcem. Przechodził kiedyś i stanął przy pniu. Pień zapytał co jeszcze może dla niego zrobić. Nic nie możesz zrobić potrzebuję łodzi by popłynąć do ciepłych krajów. Drzewo radośnie odrzekło, zetnij mój pień i zrób lodź.
Mężczyzna przyniósł pilę, ściął pień i odpłynął.

Teraz drzewo to tylko pień...nic już nie ma.
Pewniej nocy odpoczywałem koło tego pniaka, usłyszałem: „mój przyjaciel jeszcze nie wrócił bardzo się martwię, czy nie utonął, czy nie zaginął, gdybym jeszcze mógł mu coś dać, wtedy mógłbym umrzeć szczęśliwie” 


Najlepsza mantra - Mooji

Autor: człowiek-nikt poniedziałek, 17 października 2011 0 komentarze

Krótki ale treściwy filmik Mooji'ego, mówi on o tym, że nawet gdy spotyka nas kara, może to być akt łaski której w danym momencie nie doceniamy. Często mówimy "dziękuje" niewłaściwym momentom życia, a nie doceniamy tych mniej przyjemnych które również wprowadzają mądrość do naszej egzystencji.


Pęknięty dzban

Autor: człowiek-nikt niedziela, 16 października 2011 0 komentarze

Pewna stara chińska kobieta miała dwa wielkie dzbany na wodę i nosiła je na drążkach powieszonych na ramionach. Jeden z dzbanów miał pęknięcie, natomiast drugi był bez wady i zawsze utrzymał pełną porcję wody. Po długiej drodze od rzeki do domu starej kobiety jeden z dzbanów był zawsze do połowy pusty. To trwało całe dwa lata a stara kobieta przynosiła do domu zawsze tylko jeden dzban pełen wody.
Dobry dzban był oczywiście zawsze dumny ze swojego wyczynu. Biedny pęknięty dzban za swoją wadę bardzo się wstydził i bardzo go to trapiło, że potrafił wykonać tylko połowę tego, do czego był przeznaczony.
Po dwu latach, które wydawały mu się straszne, rzekł do kobiety: „Bardzo się wstydzę za swoje pęknięcie, gdyż z niego wycieka woda po całej drodze do twojego domu“.
Stara kobieta uśmiechnęła się. „Nie zauważyłeś, że na twojej stronie drogi kiwną kwiaty a na drugiej stronie nie?
Zasiałam na twojej stronie nasionka, gdyż wiedziałam o twoim pęknięciu i w ten sposób za każdym razem, gdy wracamy do domu, podlewałeś je. Przez całe dwa lata mogłam zrywać te piękne kwiaty i przyozdabiać nimi stół. Gdybyś nie był takim, to piękno by nie istniało i nie zdobiło naszego domu”.

Każdy z nas ma swoje wady, ale to właśnie one czynią nasze życie interesującym i wartościowym. Powinniśmy każdego człowieka przyjmować takim, jakim jest i akceptować go w pełnej jego istocie, z jego „wadami” i „zaletami”. Są to tylko nasze interpretacje, więc zamiast oceniać nauczmy się kochać i akceptować, przyjmować wszystko takie, jakie jest.


Czym jest medytacja? - Laurence Freeman

Autor: człowiek-nikt sobota, 15 października 2011 0 komentarze

 o.Laurence Freeman odpowiada na pytanie "Czym jest medytacja?".



Tolle mówi tutaj o pułapce ego która czycha na duchowych poszukiwaczy którzy często przenoszą umysłową strukture szukania w rzeczach materialnych, na duchowość. Szukanie zakłada, że potrzebujesz przyszłości, jednak odkrycie tego kim jesteś nie wymaga czasu, możesz tego dokonać jedynie będąc w TERAZ:



"Wolność od znanego" to zbiór uporządkowanych tematycznie fragmentów mów Krishnamurtiego z lat 1963-64.

Link do cz. I: "Wolność od znanego" cz.I - Ludzkie poszukiwania


- Uczenie się siebie -

Jeśli sądzicie, że poznawanie samego siebie jest ważne tylko dlatego, że ja lub ktokolwiek inny powiedział wam, że jest to ważne, to obawiam się, iż kończy się całe nasze wzajemne rozumienie. Jeśli jednak zgadzamy się, że pełne zrozumienie siebie jest sprawą życiowo doniosłą, to możemy podjąć szczęśliwie staranne i inteligentne dociekania, bowiem nasz wzajemny kontakt ma zupełnie inny charakter.
Nie wymagam od was wiary; nie występuję jako autorytet. Nie mam niczego do nauczenia: żadnej nowej filozofii, żadnego nowego systemu, żadnej nowej "ścieżki" do rzeczywistości - ścieżki, której nie ma, tak samo jak nie ma ścieżki do prawdy. Wszelki autorytet, jakiegokolwiek byłby rodzaju, szczególnie zaś autorytet w dziedzinie myśli i pojmowania, jest szkodliwy i zły. Nauczyciele niszczą swych uczniów i, odwrotnie, uczniowie swych nauczycieli. Musicie być sami sobie nauczycielami i swymi własnymi uczniami. Musicie stawiać pod znakiem zapytania wszystko, co ludzie przyjmują za wartościowe i niezbędne.
Jeśli nie idziecie za nikim, czujecie się tym samym bardzo samotni. Bądźcie więc samotni. Dlaczego boicie się samotności? Ponieważ zobaczyliście siebie takimi, jakimi jesteście, i stwierdziliście, że jesteście puści, tępi, głupi, źli, winni i niespokojni, że stanowicie małe, tandetne, wybrakowane istoty.
Stawcie czoło temu faktowi; przyjrzyjcie się mu i nie uciekajcie przed nim. Z chwilą gdy zaczynacie uciekać, rodzi się w was strach.
Wnikając badawczo w głąb siebie, nie izolujemy się od reszty świata. I nie jest to wcale niezdrowy proces. Na całym świecie ludzie są zaplątani w te same codzienne problemy, toteż badając samych siebie, nie popadamy wcale w nerwicę, ponieważ nie ma różnicy pomiędzy jednostką a zbiorowością. To jest faktem. Stworzyłem świat taki, jakim ja jestem. Nie dajmy się więc zagubić w tej walce pomiędzy częścią a całością.
Muszę stać się świadomy całego pola swego "ja", będącego świadomością jednostki i społeczeństwa. Tylko wtedy, gdy umysł wykracza poza indywidualną i społeczną świadomość, mogę być dla siebie światłem, które nigdy nie gaśnie.
W którym więc momencie zaczniemy rozumieć samych siebie? Skoro jestem tutaj, jak mam studiować siebie, obserwować siebie i dostrzegać, co teraz dzieje się wewnątrz mnie? Obserwować siebie mogę tylko w powiązaniu ze światem, gdyż życie jest powiązaniem. Na nic się nie zda siedzenie w kąciku i medytowanie nad sobą. I nie ma sensu. Nie mogę istnieć sam przez się. Istnieję tylko w związkach z ludźmi, rzeczami i pojęciami; studiując swój stosunek zewnętrzny tak do rzeczy i ludzi, jak i do siebie samego, zaczynam rozumieć siebie. Wszelka inna forma rozumienia jest tylko abstrakcją, a nie mogę studiować siebie jako abstrakcji; nie jestem abstrakcją. Dlatego muszę studiować siebie takiego, jakim teraz jestem - jakim jestem, a nie jakim pragnę być.

Jezus - Laurence Freeman

Autor: człowiek-nikt piątek, 14 października 2011 0 komentarze

W poniższym materiale o.Laurence Freeman opowiada na temat przekazów Jezusa dotyczących modlitwy i medytacji:


"Miłość personalna" - Eckhart Tolle

Autor: człowiek-nikt niedziela, 9 października 2011 0 komentarze

Tolle opowiada o naturze miłości personalnej związanej z formą, w świetle miłości "transcendentalnej" wyłaniającej się z głębszego wymiaru bezforemnego istnienia:






"Wolność od znanego" to zbiór uporządkowanych tematycznie fragmentów mów Krishnamurtiego z lat 1963-64.



- Ludzkie poszukiwania -

W ciągu wieków człowiek szukał czegoś poza sobą, poza materialnym dobrobytem - czegoś, co nazywamy prawdą, Bogiem czy rzeczywistością w jej stanie pozaczasowym, czegoś, czego nie mogą zakłócić niesprzyjające okoliczności, myśli czy ludzkie zepsucie. Człowiek zawsze zadawał sobie pytanie: czym jest wszystko wokół? Czy życie ma w ogóle jakiś sens? Widząc nieustanny chaos, brutalność, rewolucje i wojny, nie mające końca rozłamy na tle religijnym, ideologicznym i narodowym, człowiek pyta z poczuciem głębokiego niepokoju: co należy czynić? Czym jest to, co nazywamy życiem? Czy istnieje coś poza nim? I nie znajdując tej bezimiennej rzeczy, która ma tysiące imion i która od wieków stanowi przedmiot ludzkich poszukiwań, żywi wiarę - wiarę w zbawiciela lub jakiś ideał. Wiara zaś jest źródłem przemocy. W tej ciągłej walce, zwanej przez nas życiem, staramy się ułożyć kodeks postępowania zgodny z obyczajami społeczeństwa, w którym się wychowaliśmy, komunistycznego czy innego. Jako hindusi, muzułmanie, chrześcijanie przyjmujemy wzory zachowania zgodne z naszą tradycją. Oglądamy się za kimś, kto by nam powiedział, co wypada, a czego nie wypada robić, która myśl jest słuszna, a która błędna. Skoro reagujemy automatycznie, kierując się takim wzorcem zachowania i myślenia, to stajemy się jakby mechanizmami społecznymi. Na sobie samych możemy to zresztą bardzo łatwo zaobserwować. Od stuleci karmią nas gotową wiedzą nauczyciele, święci, autorytety i dzieła. Prosimy: "Powiedz nam wszystko o tym, co znajduje się za górami, co znajduje się poza ziemią?", a otrzymana odpowiedź i opisy zadowalają nas. Oznacza to, że żyjemy słowami, a życie nasze jest jałowe i puste. Żyjemy jakby "z drugiej ręki"; żyjemy tym, co nam ktoś powiedział; żyjemy, kierując się swymi przekonaniami lub będąc pod przymusem sytuacji, jaką tworzy nasze środowisko. Jesteśmy wynikiem wszelkiego rodzaju wpływów i nie ma w nas niczego nowego, niczego oryginalnego, pierwotnego i jasnego. W ciągu całej historii religii jej przywódcy zapewniali nas, że jeżeli będziemy dopełniać pewnych obrzędów, powtarzać pewne modlitwy lub mantry, stosować pewne rytuały, tłumić pragnienia, kontrolować myśli, wyciszać namiętności, ograniczać swe apetyty i powstrzymywać się od zaspokajania seksualnych pragnień, to dzięki takiemu umartwieniu umysłu i ciała znajdziemy coś poza samym życiem. To właśnie czyniły w ciągu wieków miliony tak zwanych religijnych ludzi, już to żyjąc w odosobnieniu na pustyniach, w górach, w jaskiniach albo wędrując od wsi do wsi z żebraczymi miseczkami, już to grupowo skupiając się w klasztorach i zmuszając swoje umysły do uznania jakiegoś ustalonego wzorca myślenia. Ale umysł udręczony, umysł złamany, umysł, który pragnie uciec od wszelkiego zgiełku, który wyrzekł się zewnętrznego świata i z powodu dyscypliny i konformizmu stał się tępy -jeżeli taki umysł, choćby najdłużej szukał, cokolwiek znajdzie, to znajdzie to tylko na miarę własnego zniekształcenia.

Opowieść o królu i chłopcu który sprzątał - Mooji

Autor: człowiek-nikt sobota, 8 października 2011 0 komentarze

Opowieść o królu i chłopcu który sprzątał - jest to piękna opowieść o NAS, przekazana Mooji'emu przez Papajego:


"Kim jestem?" - Osho

Autor: człowiek-nikt czwartek, 6 października 2011 0 komentarze

Wszyscy żyjemy jak tchórze. Zostaliśmy wychowani, by żyć jak tchórze. Zostaliśmy uwarunkowani, by żyć jak tchórze. Nauczono nas, że trzeba najpierw pomyśleć o bezpieczeństwie, zabezpieczeniu, a dopiero potem postawić pierwszy krok. Ostateczny rezultat jest taki, że nigdy nie stawiamy nawet pierwszego kroku, nigdy nie przeżywamy przygód - a największą przygodą jesteśmy my sami.

Podróż na księżyc nie jest niebezpieczna; wspinanie się na Mount Everest nie jest niebezpieczne. Niebezpieczne jest kierowanie się do wewnątrz.

To właśnie tam Nieznane jest nie tylko nieznane, ale staje się niepoznawalne... a przed tym, co niepoznawalne umysł po prostu czuje ogromny lęk. Potrafi zajmować się wiedzą - z tym, co znane, radzi sobie świetnie. Potrafi poradzić sobie nawet z tym, co nieznane, gdyż to, co nieznane, w każdej chwili może zostać zamienione w znane. Ale gdy przychodzi do zajęcia się czymś, co niepoznawalne, umysł kompletnie nie wie, co robić. I wtedy nie potrafi posunąć się do przodu nawet o jeden centymetr, mówi: “nie”.

Umysł najbardziej lubi zajmować się tym, co znane. Jeśli będziesz nalegał i zmusisz go do zajęcia się nieznanym, uczyni to. Ale w przypadku tego, co niepoznawalne, umysł stwierdza: nie... i tu właśnie potrzebna jest odwaga. A tylko wtedy, gdy poznamy to, co niepoznawalne - poznamy samych siebie, gdyż nasze istnienie jest zbudowane z czegoś niepoznawalnego - z samego boga.

Przedstawię teraz buddyjską medytację - metodę penetracji tego, co niepoznawalne.

Każdego dnia zamykaj drzwi, wyłączaj telefon, powiedz domownikom, że przez godzinę nie będzie cię na tym świecie, choćby dom się palił. Weź prysznic, załóż lekkie ubranie, a jeśli jest ciepło - pozostań bez ubrania i usiądź.

Możesz skrzyżować nogi, a jeśli sprawi ci to trudność, usiądź na krześle. Najważniejsze jest, abyś czuł się wygodnie i mógł pozostawać w tej samej pozycji co najmniej przez najbliższą godzinę. Zamknij oczy, odpręż ciało i zacznij odcinać swoje relacje z innymi ludźmi.

Pomyśl: Jeśli nie jestem synem swojego ojca - kim jestem? I odetnij to, odetnij tę relację. Relacja bycia synem twojego ojca jest jedynie częścią twojej tożsamości - odetnij ją.

Pomyśl: Jeśli nie jestem mężem swojej żony - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem ojcem swoich dzieci - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem znajomym swoich przyjaciół - kim jestem?

I odetnij to.

Jeśli nie jestem obywatelem kraju o nazwie Polska - kim jestem?

I odetnij to.

Zacznij odcinać wszystko, co znajdziesz - wszelkie rodzaje powiązań i relacji. Należysz do jakiegoś kościoła, do jakiegoś kraju, do jakiegoś klubu, do czegoś innego, jesteś profesorem, jesteś terapeutą, jesteś tym, jesteś tamtym... odcinaj to.

Przez dwadzieścia minut bardzo usilnie staraj się odciąć wszelkie relacje, i gdy już zostaniesz pozostawiony w Nieznanym, wtedy zapytaj: KIM JESTEM?

Teraz żadna odpowiedź nie będzie miała sensu - że jesteś ojcem, synem, mężem, profesorem... kimkolwiek. Odciąłeś wszystkie relacje... skończyłeś z nimi! Nie ma do nich powrotu.

Wraz z tymi relacjami znika twoja tak zwana tożsamość, czyli sposób, w jaki określasz siebie; sposób, w jaki stałeś się tym czy tamtym. Gdy zostaje zniszczone wszystko to, co o sobie wiesz; gdy zostaje zniszczone to, co znane, wtedy nagle odnajdujesz się w środku oceanu Nieznanego.

Ale twój umysł zacznie znowu próbować zamienić ten Nieznany Ocean w znane bajorko.

Od znanego, przeniosłeś się w Nieznane. Teraz umysł zaczyna mówić: Tak, nie jesteś tym, nie jesteś tamtym - jesteś duszą, jesteś świadomością.

Ale to ciągle są pułapki umysłu. Zapomnij o nich także! Odrzuć je!

Nie wiesz. Budda mówi, że jesteś świadomością, ale kto wie? Może Budda oszukuje? Na tych wszystkich buddach nie można polegać.

Ktoś ci powiedział, że jesteś duszą a nie ciałem. Ale to nie twoja własna wiedza - i nie jest nic warta. Ktoś ci powiedział, że jesteś nieśmiertelną duszą i gdy umrzesz, pójdziesz do nieba, do boga... ale wszystko to są głupoty - głupoty opowiedziane ci przez innych. Może tak jest rzeczywiście, może tak nie jest - nie możesz być tego pewnym. A jeśli nie możesz być tego pewnym - musi to być odrzucone.

Poszukujemy czegoś, co jest niepodważalne. Poszukujemy czegoś, co jest podstawowe, co jest esencjonalne, co nie może być odrzucone.

Więc na początku zaprzecz temu, co znane, potem zaś zaprzecz temu, co nieznane. I zacznij wchodzić w tę pustkę.

Przez pierwsze kilka dni będziesz czuł lęk. Będzie to doświadczenie porównywalne ze śmiercią - w Zen nazywa się to “Wielką Śmiercią”. Ale po kilku dniach, jeśli będziesz odważny i wejdziesz w to... po trzech, czterech tygodniach, pewnego dnia To się pojawi. Nagle wszystko zniknie i ciebie już nie będzie. Nie będziesz już tą samą osobą - pojawi się nowa Postać.

Nie można tego opisać - trzeba to przeżyć. Tylko doświadczenie jest tego dowodem; tylko poprzez doświadczenie możesz to poznać - nie ma innego sposobu. Więc wytrwaj.

Nawet jeśli to uczucie niepoznawalnego pojawi się na kilka sekund - wystarczy. Wystarczy nawet wtedy, jeśli w ciągu godziny choć na jedną chwilę wejdziesz w ten świat nicości, bezciałowości, bezjaźniowości... ludzie Zen nazywają to anatta - “nie-ego”. To czysta pustka, bez granic - kropla rozpłynęła się w oceanie.

Czasem będzie to trudne na początku - zaczniesz się pocić i twoje serce będzie szybko bić, poczujesz się źle, niespokojnie. Nie martw się - w ciągu trzech tygodni wszystko się uspokoi, a gdy tak się stanie, wtedy wszystko zacznie płynąć łagodnie i coś w środku ciebie zacznie rozkwitać.

Będzie potrzebna odwaga. Odwaga to wszystko, czego potrzebujesz.

Jeśli zapytasz mnie o definicję osoby religijnej, nie powiem, że powinna być cnotliwa... niekoniecznie. Ale musi być odważna, koniecznie.

Odwaga to największa i podstawowa cnota - wszelkie inne idą za nią - są jej cieniem i wynikiem.


Pieśń Przebudzonego

Autor: człowiek-nikt wtorek, 4 października 2011 0 komentarze

Spojrzenie z innej perspektywy :)



Medytacja drzewa

Autor: człowiek-nikt 0 komentarze

Wyobraź sobie przepiękny las. Zacznij się w nim bawić, biegaj, dotykaj drzew, całuj je. Poczuj się tam jak w domu. Potem wybierz jedno z drzew, popatrz na nie i powiedz: “Jestem drzewem, a drzewo jest mną. Jestem niebem nad nim i ziemią pod nim”. Potem zamknij oczy. Poczuj, jak twoje stopy stoją pewnie na ziemi, poczuj jak zapuszczają korzenie, jak stajesz się drzewem. Twoje korzenie wnikają w głąb Matki Ziemi, a jej energia poprzez korzenie przenika do twego ciała. Masz rozpostarte ramiona, jak drzewo, energia przenika twoje konary po same końce i powraca, okrąża twoje serce i znowu wznosi się aż po czubek głowy, do czakry korony. Gdy spoglądasz w górę, widzisz nieskończony słup złotego światła z Kosmosu. Jesteś teraz jak antena pomiędzy Matką Ziemią i Kosmosem. Pozostań przez chwilę w tym stanie laski - w spokoju, jedności, pamiętając, kim jesteś. Teraz spójrz w górę i zobacz, jak światło przybiera twoją piękną, ludzką postać. Łącząc się z energią naszej Matki Ziemi, czujesz się pełnią i jednością ze wszystkim, ze Źródłem wszystkiego. Teraz poczuj, jak korzenie “powracają” do twoich stóp i po prostu wiesz, że jesteś jednością ze światem, ze Źródłem; czujesz ciepło i wiesz, że jesteś światłem, jesteś miłością - podziękuj za tę świadomość. Bądź błogosławiony.



"Smutny Człowiek zapomniał kim jest" - Wiersz, narracja, zdjęcia i montaż Michał Napierzyński:



Mocny materiał, Mooji mówi o identyfikacji z myślami, myślicielu, odkrywaniu kim jest 'Ja', wadze odkrycia tego kim jesteś:


O miłości i zazdrości

Autor: człowiek-nikt poniedziałek, 3 października 2011 0 komentarze

Fragment książki "Przyjaźń z Bogiem" (kontynuacji "Rozmów z Bogiem") N. D. Walscha:

Wyzbądź się przekonania, że twoje szczęście zależy od czynników wobec ciebie zewnętrznych, a wyzbędziesz się zazdrości. Pozbądź się myśli, że w miłości chodzi o to, co otrzymujesz w zamian za to, co dajesz, a pozbędziesz się zazdrości. Rozstań się z roszczeniami co do czasu, sił lub miłości drugiej osoby, a rozstaniesz się z zazdrością.

Tak, ale jak to zrobić?

Nadaj swojemu życiu nowy sens. Zrozum, że jego cel nie ma nic wspólnego z tym, co możesz z niego wynieść, ale mnóstwo wspólnego z tym, co możesz do niego wnieść. To samo dotyczy związków.

Celem życia jest stwarzanie siebie na nowo, w następnym najwspanialszym wydaniu najszczytniejszej wizji siebie, jaka kiedykolwiek ci się zamarzyła. Ogłaszanie i ucieleśnianie, wyrażanie i spełnianie, doświadczanie i poznawanie swej prawdziwej istoty.

Nie wymaga to udziału innych ludzi – ani tej drugiej szczególnej osoby. Dlatego można kochać innych nie żądając od nich niczego.

Myśl, że można być zazdrosnym o czas, jaki twój ukochany spędza grając w golfa, w biurze czy też w ramionach innej osoby, możliwa jest tylko wtedy, jeśli wyobrażasz sobie, że twoje szczęście doznaje uszczerbku, kiedy jest szczęśliwy ten, kogo kochasz.


Chwileczkę. Czy to znaczy, że nie powinniśmy odczuwać zazdrości nawet wtedy, gdy nasz partner spędza czas w ramionach innej osoby? Chcesz powiedzieć, że niewierność jest w porządku?

Nie ma czegoś takiego jak w porządku i nie w porządku. To są wyznaczniki, które sami ustalacie. Tworzycie je – i zmieniacie – na miarę swojego rozwoju.

Odzywają się głosy, że na tym właśnie polega problem dzisiejszego społeczeństwa: że jesteśmy nieodpowiedzialni pod względem duchowym i społecznym. Zmieniamy swoje wartości pod wpływem chwili, dostosowujemy je do swoich celów.

Oczywiście. W ten sposób życie toczy się naprzód. Gdybyście tego nie robili, życie nie mogłoby posuwać się do przodu. Nie dokonałby się żaden postęp. Czy naprawdę chcecie bez końca obstawać przy dawnych wartościach?

Niektórzy chcą.

Chcą wieszać kobiety na placu, jako domniemane wiedźmy, co miało miejsce zaledwie kilka pokoleń wstecz? Chcą, aby kościół wysyłał żołnierzy na krucjaty by wycinać w pień tych, którzy nie wyznają jedynej Prawdziwej Wiary?

Posługujesz się historycznymi przykładami zachowań, które wynikały ze źle pojętych wartości, a nie z dawnych wartości. Wyrośliśmy już z tego.

Czyżby? A przyglądałeś się ostatnio światu? Ale to zupełnie inna historia. Trzymajmy się tematu.

Zmienianie uznawanych wartości świadczy o dojrzewaniu społeczeństwa.
Przechodzicie jako społeczeństwo do kolejnego, wyższego etapu.
Zmieniacie swoje wartości, albowiem zbieracie nieustannie nowe informacje, otwieracie się na nowe doświadczenia, rozważacie nowe koncepcje, odkrywacie nowe spojrzenia na rzeczywistość i dzięki temu wciąż na nowo siebie definiujecie.


To oznaka rozwoju, a nie odpowiedzialności.

Wyjaśnijmy to sobie. Czy jest oznaką rozwoju nieprzejmowanie się tym, że nasz partner rzuca się w cudze ramiona?!

Jest oznaka rozwoju niedopuszczenie do tego, aby odebrało to wam spokój ducha. Zburzyło całe wasze życie. Doprowadziło do samobójstwa albo zabójstwa. Wszystko to niestety zdarzało się z tego powodu. Nawet dziś niektórzy z was uśmiercają innych, a większość uśmierca swoją miłość z tego powodu.


Cóż, zabijania, rzecz jasna, nie pochwalam, ale czy można ocalić swoją miłość, jeśli twój ukochany kocha jednocześnie inną osobę?

To, że kocha inna osobę, nie znaczy, że nie kocha ciebie. Czy musi kochać tylko i wyłącznie ciebie, aby była to prawdziwa miłość? Czy tak to sobie wyobrażacie?

Tak, do ciężkiej cholery! Tak odpowiedziałoby wielu ludzi. Tak, do ciężkiej cholery.

Nic dziwnego, że tak trudno pogodzić się wam z tym, że Bóg kocha wszystkich równo.

Cóż, większość ludzi potrzebuje w jakimś stopniu poczucia bezpieczeństwa. Bez tego, jeśli partner nam tego nie zapewni, miłość obumiera, czy tego chcemy czy nie.

To nie miłość obumiera, lecz potrzeba.
Decydujecie, że nie potrzebujecie już tej osoby. W istocie nie chcecie jej potrzebować, ponieważ jest to dla was zbyt bolesne. Postanawiacie więc: nie potrzebuję, abyś dalej mnie kochała. Idź i kochaj, kogo zapragniesz. Ja się stad wynoszę.


To właśnie się dzieje. Zabijacie potrzebę. Nie uśmiercacie miłości. W gruncie rzeczy są tacy, którzy noszą w sobie te miłość po wsze czasy.
Przyjaciele powiadają, że wciąż płonie w tobie ogień. Bo tak jest! To światło waszej miłości, płomień namiętności, nadal w tobie gorejący, dający blask widoczny dla każdego. Ale to nic złego. Tak powinno być – biorąc pod uwagę to, kim i czym, jak powiadacie, jesteście i co ogłaszacie jako swój wybór.


Czyli ktoś nigdy już się więcej nie zakocha, bo wciąż płonie w nim ogień dawnej miłości?

Dlaczego musi ustać miłość do jednej osoby, abyś mógł pokochać druga? Czy nie można kochać więcej niż jednej osoby naraz?

Na ogół nie. To znaczy, nie w taki sposób.

Chodzi ci o miłość erotyczna?

Nie, romantyczną. Miłość do towarzyszki życia. Ludzie potrzebują towarzysza na całe życie.

Kłopot w tym, że ludzie przeważnie mylą miłość z potrzeba. Myślą, że te dwa słowa i te dwa doświadczenia, są zamienne. A nie są. Kochać kogoś, a potrzebować kogoś, to dwie różne rzeczy.

Można kogoś kochać i jednocześnie go potrzebować, ale nie kocha się dlatego, że się kogoś potrzebuje. Jeśli kochasz kogoś, ponieważ go potrzebujesz, to wcale nie kochasz jego, tylko to, co tobie zapewnia.

Jeśli kochasz drugiego za to, kim jest, bez względu na to, czy daje ci to, czego tobie potrzeba, czy nie, wówczas prawdziwie miłujesz. Kiedy nie potrzeba ci niczego, wtedy dopiero może zaistnieć prawdziwa miłość.

Pamiętaj, miłość nie zna warunków, granic, potrzeb.
Tak kocham was Ja. Lecz wam nie mieści się w głowie odbieranie takiej miłości, ponieważ nie mieści się wam w głowie jej wyrażanie. Stad bierze się cała bieda na tym świecie.


Ale do rzeczy – zważywszy na to, że jak powiadacie, pragniecie stać się wysoko rozwiniętymi istotami, niewierność, jak to określasz, nie jest w porządku. Z tego względu, że się nie sprawdza.
Nie doprowadzi was tam, dokąd jak mówicie, zmierzacie.
Ponieważ niewierność oznacza nieprawdę, a w głębi duszy pojmujecie, że wysoko rozwinięte istoty żyją i oddychają prawda, czerpią z niej swój byt – zawsze i wszędzie i o każdej porze. Nie tyle mówią prawdę, co są prawda.


Bycie istotą wysoko rozwiniętą oznacza bycie szczerym.
Przede wszystkim, szczerym wobec siebie samego, dalej, szczerym wobec drugiego, a następnie szczerym wobec wszystkich innych. Jeśli nie jesteś uczciwy w stosunku do siebie samego, nie jesteś uczciwy wobec innych. Tak wiec jeśli kochasz kogoś innego niż osoba, która życzy sobie, abyś kochał wyłącznie ją, musisz przedstawić sprawę jasno, szczerze, otwarcie, bezpośrednio i niezwłocznie.


I wtedy będzie to do przyjęcia?

Nikt nie ma obowiązku akceptować niczego.
W związkach pomiędzy wysoko rozwiniętymi istotami każdy po prostu żyje swoja prawdą – i każdy komunikuje swoja prawdę. Jeśli coś się komuś przytrafia, po prostu daje się temu wyraz. Jeśli coś jest dla kogoś nie do przyjęcia, po prostu mówi się o tym. Prawdę komunikuje się wszystkim o wszystkim, przez cały czas. To radosna ceremonia, nie uciążliwy obowiązek.


Prawdę powinno się świętować, nie wyznawać z konieczności. Ale nie można świętować prawdy, której nauczono cię wstydzić się. A nauczono cię wstydzić się tego, kogo, jak, kiedy i dlaczego kochasz. Wpojony ci wstyd za własne pragnienia i pasje, za uwielbianie czegokolwiek, od tańców, przez bita śmietanę, do innych ludzi.

Nade wszystko zaś nauczono cię wstydzić się miłości własnej. Lecz jak możesz pokochać drugiego, jeśli nie wolno ci kochać tego, który ma być tym kochającym? Przed takim właśnie dylematem stajecie, jeśli chodzi o Boga.

Jak możecie kochać Mnie, skoro nie wolno wam kochać swojej własnej istoty? Lecz  powiadam wam – po raz kolejny: wszyscy prawdziwi Mistrzowie głosili swoja chwałę i zachęcali innych do tego samego.

Wstępujesz na drogę ku swej chwale z chwila, kiedy wstępujesz na drogę ku swej prawdzie. A drogę te obierasz, kiedy obwieszczasz, że odtąd będziesz mówił prawdę zawsze, każdemu i o wszystkim, że będziesz żył swoja prawdą.

W takim oddaniu prawdzie nie ma miejsca na niewierność.
Lecz oświadczenie komuś, że kocha się innego, nie jest zdrada. Wręcz przeciwnie, to uczciwość.
A uczciwość to najwyższa forma miłości.



Prosta medytacja - wg. Moojiego

Autor: człowiek-nikt niedziela, 2 października 2011 0 komentarze

W poniższym filmiku Mooji opowiada o bardzo prostej medytacji dzięki której każdy człowiek może z powrotem zacząć odczuwać swoje prawdziwe istnienie. Zachęca abyśmy spróbowali odnaleźć własne poczucie egzystencji.



Pierwszy kwiat na ziemii

Autor: człowiek-nikt sobota, 1 października 2011 0 komentarze

Fragment książki "Nowa ziemia" - Eckarta Tolle:

"Oto Ziemia sprzed stu czternastu milionów lat pewnego ranka tuż po wschodzie słońca: ku promieniom otwiera się pierwszy kwiat, jaki kiedykolwiek pojawił się na tej planecie. Zanim doszło do tego doniosłego wydarzenia, zwiastującego ewolucyjną przemianę w życiu roślin, naszą planetę już od milionów lat pokrywała roślinność. Ten pierwszy kwiat pewnie nie przetrwał długo, a kwiaty były zjawiskiem rzadkim i odosobnionym, ponieważ ówczesne warunki najprawdopodobniej nie sprzyjały jeszcze bujnemu rozkwitowi roślinności. Jednak pewnego dnia nastąpił moment przełomowy i nagle na całej planecie wybuchła eksplozja barw i zapachów - gdybyż tak świadkiem tego wszystkiego mogła być świadoma istota obdarzona zdolnością postrzegania.
O wiele później te delikatne i pachnące istoty, zwane przez nas kwiatami, odegrały zasadniczą rolę w rozwoju świadomości innego gatunku. Coraz bardziej fascynowały i przyciągały do siebie ludzi. Gdy ludzka świadomość wzrastała, kwiaty stały się pewnie pierwszą rzeczą, którą zaczęli cenić, mimo że nie miały dla nich żadnej wartości użytkowej, to znaczy w żaden sposób nie wiązały się z przetrwaniem. Kwiaty dawały natchnienie niezliczonym artystom, poetom i mistykom. Jezus mówi, żebyśmy kontemplowali kwiaty i uczyli się od nich, jak żyć. Powiadają, że Budda udzielił kiedyś "milczącego kazania", kiedy to trzymał w dłoniach kwiat i długo się w niego wpatrywał. W pewnej chwili jeden z obecnych, mnich Mahakasyapa, zaczął się uśmiechać. Podobno był jedynym, który pojął sens tego kazania. Legenda głosi, że historię o tym uśmiechu (oznaczającym zrozumienie) przekazywało kolejno dwudziestu ośmiu mistrzów, a w późniejszym czasie stał się on początkiem nauki zen. Dostrzeżenie piękna w kwiecie przebudziło ludzi - chociaż na krótko, otworzyło ich na piękno będące podstawową częścią ich własnej, najgłębszej istoty, ich prawdziwej natury.
To pierwsze uzmysłowienie sobie piękna jest jednym z najdonioślejszych wydarzeń w ewolucji naszej świadomości. Z odkryciem tym nierozerwalnie łączą się także uczucia radości i miłości. Choć nie w pełni to sobie uświadomiliśmy, kwiaty stały się dla nas materialnym wyrazem tego, co w człowieku najważniejsze, najświętsze i w gruncie rzeczy bezpostaciowe. Kwiaty - bardziej ulotne, bardziej eteryczne i delikatne niż ich mateczne rośliny - stały się posłańcami z innego obszaru, swoistym pomostem między światem form fizycznych a tym, co bezpostaciowe. Miały nie tylko delikatny zapach przyjemny dla człowieka, ale przynosiły też woń ze sfery duchowej. Używając określenia „oświecenie" w zakresie szerszym niż powszechnie przyjmowany, możemy uznać kwiaty za oznakę oświecenia roślin. ..."



. Obsługiwane przez usługę Blogger.